wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 2 Poczułam się tak jakby ktoś nacisnął mi przycisk "włącz"

Moje serce niespodziewanie zaczęło zachowywać się tak jakby chciało wyrwać się z mojego ciała. Zaschło mi w gardle. Wspomnienia  z nim związane obudziły się w mojej głowie, ale nie potrafiłam z nich nic zrozumieć. Potrafiliśmy się razem śmiać, płakałam na jego ramieniu, pomagałam mu, a on mi, ale gdy patrzyłam na człowieka przede mną nie potrafiłam tego z nim powiązać. Był mi tak bliski a zarazem tak odległy. Przez chyba dziesięć minut siedzieliśmy w ciszy. Nie potrafiłam się odezwać, a on chyba nie chciał przejmować inicjatywy. Cały czas patrzyłam w jego oczy, nie chciałam odrywać od nich wzroku. To była jedyna rzecz, która ani trochę nie była mi obca. Miałam wrażenie, że widzę je po raz pierwszy, ale już nigdy nie chciałam patrzeć w inne tęczówki.
-Lau - chłopak niespodziewanie przerwał ciszę
-Mówiłam żebyś się tak do mnie nie zwracał - warknęłam zimnym tonem
-Ale teraz przecież wiesz kim jestem... Wiesz co nas łączy
-Jesteśmy przyjaciółmi? To wnioskuję z tych wspomnień, które pojawiły się w mojej głowie - mruknęłam niepewnie
-Nie rozumiem
-Czuję się tak jakby te wspomnienia nie były moje... Jakby ktoś obcy wsypał mi je do głowy i próbował wmówić, że takie miałam kiedyś życie
-A więc miała rację - blondyn wymamrotał te słowa tak cicho, że prawie ich nie dosłyszałam
-Kto miał rację?
-Nieważne - pokręcił głową
Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Odniosłam wrażenie, że czuje się bezsilny, że nie wie co teraz zrobić czy powiedzieć. Wstał i wpatrywał się przez jakiś czas we mnie, a później jakby zdał sobie sprawę z tego, co robi i odwrócił głowę w stronę okna. Westchnął, a ja spojrzałam na niego pod innym kątem. Jest taki nieprzyzwity z tymi zmierzwionymi włosami - pomyśłam, a w mojej głowie pojawił się urywek jakiegoś wspomnienia - mierzwiłam mu włosy śmiejąc się, a on uśmiechał się niegrzecznie, podczas, gdy na jego policzkach zaczynały pojawiać się rumieńce. Poczułam, że sama zaczynam się rumienić i zdałam sobie sprawę, że wpatruję się w niego z szeroko otwartą buzią, jakbym zaraz miała zacząć się ślinić. Odwróciłam wzrok i dotknęłam dłonią swojego czoła, chcąc sprawdzić czy czasem nie mam gorączki.
Jednak kątem oka wciąż go lustrowałam. Nie wiem czemu pomyślałam, że wygląda niesamowicie seksownie, gdy jest zamyślony. Miałam wielką ochotę dać sobie z liścia za takie myśli.
-Muszę wyjść - wymamrotał - Muszę przemyśleć co dalej
-Co? - oprzytomniałam nagle - Wyznałam ci wszystko, opowiedziałam ci moje najgorsze wspomnienia, a ty mnie zostawiasz? Wiedziałam...
-Zrozum...
-Myślałam, że mi wierzysz, że mnie zrozumiesz i pomożesz, a tym czasem jesteś taki sam jak ci inni lekarze! - krzyknęłam
-Laura! - on również krzyknął, łapiąc mnie za nadgarstki - Obiecuję, że cię stąd wyciągnę - zaczął szeptać - Ale wpierw muszę się z kimś skonsultować rozumiesz? Po pewnym czasie wszystko zrozumiesz, ale teraz nie wiem co dalej. Nie wiem o co cię zapytać, nie wiem co ci wyjaśnić, nie wiem na jakie pytanie mogę ci odpowiedzieć a na jakie nie... To, że nie potrafisz przyjąć do siebie tych wspomnień... Znaczy się już wszystko pamiętasz, ale nie czujesz tego jak dawniej... To wybiło mnie z rytmu
Puścił moje nadgarstki, a ja zamilkłam. Chłopak założył okulary przeciwsłoneczne, pozbierał swoje papiery i wyszedł, mówiąc, że postara się przyjść jutro z kolejnymi pytaniami i odpowiedziam. Przez kilka godzin od jego wyjścia nie robiłam nic innego jak siedzenie na łóżku i wpatrywanie się w jeden punkt. Całkowicie się wyłączyłam od świata zewnętrznego. Dopiero, gdy drzwi się otworzyły i stanęła w nich zgrabna brunetka, poczułam się tak jakby ktoś nacisnął mi przycisk "włącz".
-Laura - szepnęła, a ja dokładniej się jej przyjrzałam
Płakała. Nie miała rozmazanego tuszu ani innego elementu makijażu. Po prostu miała bardzo czerwone oczy i wory pod oczami jakby nie spała przez parę dni. Jej oczy pozbawione były blasku, co było okropne, bo zawsze w jej tęczówkach tańczyły iskierki szczęścia. Uśmiechnęła się smutno, gdy spostrzegła, że wpatruję się w nią z zaskoczeniem.
-Vicky, co się stało? - wydusiłam z siebie po dłuższej chwili
-Nic, nic ważnego - odparła jakby resztką sił - Musisz mi wybaczyć, ale nie mam dla ciebie książki
-Dupa z książką - warknęłam podnosząc się - Vicky...
Nic nie powiedziała. Padła w moje ramiona i zaczęła szlochać... Co ja mówię?! Zaczęła ryczeć! Nie wiedziałam co mam zrobić, automatycznie mocno ją do siebie przytuliłam i zaczęłam głaskać ją po włosach. Później dziękowałam swojemy wewnętrznemu instynktowi za ten odruch. Dziewczyna powolutku zaczynała się uspokajać. Delikatnie usiadłam z nią na łóżku wciąż obejmując ją i głaskając.
-Ciii - zaczęłam szeptać - Cichutko, już dobrze, już dobrze...
-Właśnie, że nie - odpowiedziała delikatnie się ode mnie odrywając
-Wyjaśnij mi o co chodzi
-Moje serce jest złamane, Laura - oznajmiła, a mnie zatkało - On roztrzaskał je na kawałki
Przez chwilę nic nie mówiłam. Po raz kolejny w tamtym dniu przeżywałam ogromny szok. Victoria nigdy nie interesowała się chłopakami. Zawsze powtarzała, że jest szczęśliwą singielką i nigdy w życiu nie zamierza cierpieć przez jakiegoś durnia, który jej nie doceni. Snuła plany o życiu jako samotna bizneswoman albo stara panna z bandą psów, bo za kotami nigdy jakoś szczególnie nie przepadała. Śmiałam się, gdy mówiła, że prędzej pójdzie do zakonu niż zakocha się w jakimś mężczyźnie.
A w tamtym momencie miałam przed sobą Victorię, która płakała, bo była zakochana w jakimś durnowatym mężczyźnie, który był najwidodczniej tak ułomny, że nie potrafił dostrzec tego jaką ona jest cudowną osobą.
I po chwili coś do mnie dotarło.
-Nie wspominałaś mi nic o chłopaku
-Laura... Przepraszam - wymamrotała zawstydzona - Miałaś swoje sprawy, że tak ujmę... Nadal masz te problemy z tymi wizjami czy czymś tak
-Dobra nie ważne - pokręciłam głową - Wygadaj mi się, może ci ulży
-Oh Laura... Nie umiem powiedzieć nic więcej chwilowo niż to, że on bezlitośnie pokruszył moje serce, rozpierdolił je na biliony części, chamsko rzucił nim o ścianę - wybełkotała i znów wybuchła płaczem


środa, 4 listopada 2015

Rozdział 1 "Teraz wszystko zrozumiesz"

Uśmiechnął się, gdy moje wyznanie dotarło do jego uszu. Poprawił okulary i spojrzał na mnie, a ja zrozumiałam, że to znak, bym kontynuuowała. Moje serce biło jak oszalałe. Jeszcze w tamtym momencie mogłam się wycofać. Tak bardzo pragnęłam tego, by nie nie opowiadać o tym dniu. Chciałam, żeby to jeszcze przez jakiś czas pozostało moją gorzką tajemnicą. Sama nie wiedziałam dlaczego. W myślach już słyszałam słowa "wybacz, ale nie potrafię". Otworzyłam, więc usta i powiedziałam:
-Wydawało się, że to będzie kolejny zwyczajny dzień - zaczęłam, ale szybko przerwałam, przęłknęłam ślinę - Jednak, gdy wróciłam do domu z zakupami dotarło do mnie, że zapamiętam ten dzień na długo.
Nastała dłuższa chwila milczenia, w której pytałam samej siebie, co się dzieje. To nie to chciałam powiedzieć, ale przecież już nie mogłam się wycofać. Miałam swoją dumę i jeżeli coś zaczęłam zawsze to skończyłam. Mężczyzna nie pośpieszał mnie na całe szczęście, więc mogłam przez moment odetchnąć. Gdy powróciły do mnie wszystkie wspomnienia, kontynuuowałam:
-Odstawiłam torby na stolik, zdjęłam buty, ściągnęłam kurtkę i wrzasnęłam, że już wróciłam. Nie otrzymałam odpowiedzi, ale nie zdziwiło mnie to. Znów krzyknęłam, a do moich uszu dotarł dźwięk otwieranego okna...
Nagle wszystko co wydarzyło się tamtego dnia pojawiło się w mojej głowie. Miałam wrażenie, że oglądam w filmach jakiś film...
-Już jestem, głuchoto! - wrzasnęłam, by usłyszeć w końcu odpowiedź siostry.
Zamiast jej głosu do moich uszu dotarł dźwięk otwieranego okna i świst zimnego wiatru. Dźwięk dochodził z jej pokoju, więc prędko udałam się do tego pomieszczenia. Moim oczom ukazała się moja siostra ubrana w cienką białą halkę, stojąca przed otwartym oknem. 
-Ness, ogłupiałaś? - spytałam śmiejąc się - Jesteś bardziej nieodpowiedzialna niż ja. Zamknij okno, bo się przeziąbisz - poleciłam i odwróciłam się z zamiarem wyjścia z pomieszczenia
Zrobiłam tylko kilka kroków, po czym wróciłam do pokoju siostry. Zamarłam. Stała na parapecie. Jej czarne włosy falowały za sprawą wiatru. Miałam nadzieję, że to kolejny idiotyczny żart, ale gdy spojrzała w dół zaczęłam mieć co do tego wątpliwości. 
-Vanessa! - ryknęłam i w tym samym momencie ona po prostu przechyliła się do przodu
Zaczęłam biec do okna. Nie wierzyłam własnym oczom. Spojrzałam w dół. Leżała tam bezruchu, krew lała jej się z czoła. Pisnęłam. Płacząc zaczęłam biec po schodach. Niewiele brakowało a bym z nich spadła. Gdy wybiegłam z bloku, pędem rzuciłam sie w jej stronę. Uklęknęłam przy jej głowie. Otworzyła oczy słysząc mój szloch. 
-Żyjesz! Ness, muszę zadzwonić na pogotowie! - krzyczałam, nie mogąc się opanować
-Cichutko - szepnęła - Nigdzie nie musisz  dzwonić
-Ale...
-Przepraszam, musisz mi wybaczyć
-Vanessa... - zaczęłam, ale urwałam.
Delikatnie przełożyłam jej głowę na moje kolana. Zaczęłam głaskać ją po głowie. Nie rozumiałam, dlaczego nie postąpiłam tak jak powinnam była. Każda normalna osoba zadzwoniłaby po pogotowie, zaczęłaby ją ratować, a ja miałam wrażenie, że muszę się już pożegnać, że już nic innego nie mogę zrobić. 
-Kiedyś zrozumiesz..
-Nie możesz mnie zostawić - szeptałam, mając nadzieję, że to jakiś koszmar i zaraz się obudzę. 
-Nie mam wyboru - podniosła ręke by pogładzić mój policzek, a ja zauważyłam, że sprawia jej to ból - Zaśpiewaj mi 
-Nie umiem... Teraz nie dam rady... Jak możesz mnie o to prosić?
-Tylko jedną piosenkę - uśmiechnęła się - "One Last Dance"
-Jeśli umrzesz znienawidzę cię - obiecałam - Mówiłaś, że nigdy nie zostawisz mnie samej. Jesteś okrutna, jesteś najgorszą siostrą na świecie
Znów się uśmiechnęła
-Śpiewaj - ponagliła
Zalewałam się łzami, dławiłam się nimi, a mimo to śpiewałam. Obiecałam sobie, że jeśli ona przeżyje to się jakoś zemszcze. Głupia wierzyłam, że ona robi to tylko po to, żeby zobaczyć mnie w rozmazanym makijażu. Gdy przestała oddychać wciąż śpiewałam, wciąż odgarniałam jej czarne kosmyki z zakrwawonego czoła, wciąż wmawiałam sobie, że ona zaraz otworzy oczy i zacznie się chichrać z mojego wyglądu, a może nawet cyknie mi zdjęcie na pamiątke. Jednak, gdy coraz szybciej zbliżałam się do końca piosenki moja nadzieja malała. I just need one last dance With you - ostatnie wersety zaśpiewałam, wiedząc, że ona jest już martwa. Dopuściłam już wtedy do siebie tą wiadomość i zrozumiałam ją. Ostatnie linijki nuciłam z tak ogromną pustką w sercu, że czułam się tak jakbym umarła razem z nią.
Moja opowieść dotarła do końca. Wytrwałam ją bez ani jednej łzy, byłam z siebie tak ogromnie dumna i jednocześnie czułam się wolna. Tak jakby jakieś niewidzialne kajdany opadły z moich rąk. Miałam także wrażenie, że na mojej twarzy zawitał cień uśmiechu. 

-Brawo - przemówił lekarz, a ja spojrzałam na niego
Jestem pewna, że w tamtym momencie po policzkach spływały mu pojedyncze łzy. Zszokował mnie tym, że płakał, ale nie powiedziałam tego głośno. On sam zapewne miał nadzieję, że nic nie zauważyłam.
Nagle poczułam jeszcze jedną obecność w pokoju. Ona się pojawiła. Od razu pojawiła się przy mnie i dotknęła mojego ramienia, po czym szepnęła "Dobra robota". Wzdrygnęłam się. To, że objaśniłam komuś całą historię nie znaczyło, że moje uczucia co do niej się zmieniły. Po chwili poczułam jak składa pocałunek na moim policzku i mówi "Teraz wszystko zrozumiesz" i miałam wrażenie, że odeszła tak szybko jak się pojawiła.
-Masz szansę na jedno pytanie, zanim ja zacznę cię wypytwać - oznajmił psychiatra sprowadzając mnie na ziemię
-O co chodzi z tymi okularami? - spytałam bez zastanowienia
-Tak czułem, że o to zapytasz - wymamrotał pod nosem tak cicho, dlatego, że chyba miałam tego nie słyszeć - Zawsze słabo ufałaś osobom, którym nie mogłaś spojrzeć głęboko w oczy
Miałam się właśnie odezwać. Spytać co rozumie przez zdanie, które przed chwilą powiedział, ale nie pozwolił mi na to, bo szybkim ruchem zdjął okulary, a ja prawie natychmiastowo spojrzałam w jego tęczówki.
-Ross - szepnęłam niedowierzając i niektóre wspomnienia wróciły do mnie jakby za dotknięciem różdżki, ale nic z nich nie rozumiałam
-Kiedyś powiedziałaś "Mogę zapomnieć o wszystkim, nawet o tym jak się nazywam, ale nigdy nie zapomnę twoich oczu"