sobota, 26 marca 2016

Rozdział 5 Wybaczam ci

Byłam pogrążona w ciemnościach, a w mojej głowie pojawiło się mnóstwo głosów. Słyszałam milion krzyków i szeptów naraz, czułam w nich strach połączony z bólem. Ludzie, których słyszałam bardzo się bali i błagali mnie o pomoc, a ja nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Bardzo bolały mnie ich słowa, bolała mnie moja bezsilność. Chciałam zacząć krzyczeć, żeby powiedzieli w jaki sposób mam im pomóc, byłam pewna, że zrobiłabym wszystko, żeby ulżyć im w tych cierpieniach, ale ani jedno słowo nie wydostało się z moich ust. Nie potrafiłam się odezwać. Wezbrała we mnie ogromna ochota na szloch, ale ani jedna łza nie spłynęła po moim policzku. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie potrafiłam skupić się na tej myśli, bo głosy wciąż mówiły do mnie. Byłam tak bardzo bezsilna i tak bardzo cierpiałam w tamtych chwilach, że chciałam umrzeć. Bardziej niż kiedykolwiek pragnęłam śmierci. Ból ludzi, którym nie mogłam w żaden sposób pomóc dobijał mnie. Zaczynałam czuć, że każde kolejne zdanie jest nożem wycelowanym we mnie.
Niespodziewanie jeden z głosów stał się bardziej wyraźny niż inne. Zadawał boleśniejsze ciosy od reszty. Słyszałam moją siostrę. Krzyczała, że się boi, że nie potrafi sobie z tym wszystkim poradzić. Wszystko ją przerastało i na każdym kroku coś krzywdziło ją. Mówiła, że boi się, że rankiem znów się obudzi i wszystko będzie zaczynało się od nowa. A ja nie mogłam zrobić nic oprócz słuchania jej. Pozwalałam by jej ból łączył się z moim i przeżywałam najgorsze katusze w swoim życiu. Nigdy już nie odczułam większego bólu psychicznego i fizycznego.
Otworzyłam oczy i pomysłałam, że obudziłam się z koszmaru, ale tak naprawdę mój koszmar jeszcze się nie skończył. Połykałam powietrze, jakbym nie oddychała przez wiele lat. Czułam się wyczerpana. Dopiero po chwili dostrzegłam, że Ross razem z Rydel siedzą obok i przypatrują się mi. Niemal natychmiast posłałam im pytające spojrzenie. Chłopak bez słowa wyjął z kieszeni chustkę i podszedł do mnie. Zanurzył materiał w misce, która stała obok mnie, po czym zaczął wycierać moje policzki i okolice oczu. Nie byłam temu przeciwna. Rozkoszowałam się zimnem chusteczki. Przez moment odczuwałam spokój, ale gdy blondyn przestał mnie przecierać, dostrzegłam, że chusteczka zabarwiła się na czerwony kolor. Moje serce od razu przyśpieszyło swój rytm i zaczęłam oddychać o wiele szybciej.
-Podaj mi lusterko - wychrypiałam w stronę Rydel.
Dziewczyna spojrzała na mnie smutno, chcąc jakby odciągnąć mnie od tej myśli, ale ja ponowiłam swoją prośbę, mimo, iż każde wypowiedziane przez mnie słowo sprawiało mi ból. Nie rozumiałam tego tak samo jak i innych rzeczy dziejących się wtedy wokół mnie, ale musiałam zaczekać z pytaniami.
Blondynka podała mi przedmiot, a w jej oczach pojawiły się łzy. Odwróciła się więc dość szybko i rękawem zaczęła wycierać słone krople, które bez pozwolenia spłynęły po jej policzkach. Nie zamierzałam jej pocieszać, bo nie miałam pojęcia o co może jej chodzić. Bądźmy szczerzy - ja nie wiedziałam nawet, co się wokół mnie dzieje.
-Mój Boże. - wyszeptałam, przeglądając się w lusterku.
Wyglądałam koszmarnie. Przez pobyt w psychiatryku cholernie wychudłam i było to jedną z przyczyn tego, że wyglądałam jak trup. Moja skóra wyglądała bardzo blado i krucho, jakby mogła zostać skaleczona jednym delikatnym dotknięciem. Najgorsza była jednak czerwona ciecz, która zaschła na moim policzku. Krew. Wyglądało na to, że jeszcze przed chwilą z moich oczu wylewały się krwawe łzy. Przestraszona zaczęłam spoglądać to na Rossa to na Delly, chcąc by któreś z nich raczyło chociaż trochę wyjaśnić mi zaistniałą sytuację. Niestety żadne nie kwapiło się, żeby przerwać ciszę.
Już miałam się odezwać, ale poczułam jak ktoś dotyka moich włosów. Dotyk ten był mi znajomy. Vanessa miała w zwyczaju w ten sposób bawić się moimi kosmykami. Miałam jednak nadzieję, że pomyliłam się, myśląc, że to ona. Jak zawsze moja nadzieja okazała się bardzo naiwna.
Powtarzając sobie w myślach, że napewno się mylę, obróciłam głowę, a moim oczom ukazała się ona. Wyglądała dokładnie tak jak w dniu swojej śmierci. Miała na sobie tą samą suknię, a właściwie cienką białą halkę. Jej włosy były takie same jak wtedy, gdy odgarniałam je z jej czoła, szlochając i błagając, by mnie nie zostawiała. Wciąż z jej czoła spływała krew. Miałam wrażenie, że gdy ją ujrzę poczuję jeszcze większy strach niż przedtem, gdy tylko ją słyszałam, ale moje myśli okazały się omylne. Rozpłakałam się na jej widok. Płakałam krwią, ale przynajmniej płakałam - to dawało mi ukojenie. Rozczuliłam się. Po raz pierwszy od jej śmierci zaczęło mi jej brakować i po raz pierwszy cieszyłam się z tego, że się przy mnie  pojawiła. To było dziwne uczucie. W końcu przez tak długi okres czasu czułam do niej nienawiść, bałam się jej, a tu nagle wzruszyłam się na jej widok i moje serce zaczęło szybciej bić z tęsknoty. Mimo wszystko cieszyłam się.
-Lau - odezwała się Rydel, jakby nie rozumiejąc, co się dzieje.
Uśmiechnęłam się do niej, chcąc jej tym przekazać, że wszystko jest w porządku, ale ona najwidocznej nie potrafiła tego pojąć. Podbiegła do mnie i objęła mnie mocno. Być może pomyślała, że oszalałam. Zapewne nie widziała mojej siostry, ale tylko mnie - dziewczynę, która płakała krwią i uśmiechała się. Co ja mówię... Napewno pomyślała, że do końca postradałam zmysły.
-Rydel zostaw ją - polecił Ross. - Później ci wszystko wyjaśnię.
-Ale Ross... - blondynka patrzyła nierozumiejącym spojrzeniem to na mnie to na niego.
Blondyn nie powiedział nic więcej. Wziął ją za dłoń i zaprowadził ją w stronę krzesła, poprosił ją, by usiadła i żeby nie przerywała mi, choćby nie wiem, co się działo. Nie zwracałam na nich szczególnej uwagi. Byłam zbyt skupiona na postaci mojej siostry. Dalej wylewałam krwawe łzy i nie przestawałam się uśmiechać. Ona zbliżyła się do mnie i dotknęła mojego policzka. Gładziła go, jakby chciała, żebym przestała szlochać, ale ja nawet, gdybym chciała nie potrafiłabym przestać.
-Nessa - wymamrotałam. - Wyjaśnij mi wszystko, błagam.
Ona nie chciała udzielić mi żadnej odpowiedzi.
-Chcę ci przebaczyć - oznajmiłam, po dłuższym zastanowieniu. - Tylko proszę wyjaśnij mi, dlaczego to zrobiłaś.
-Wiedziałam, że będziesz silniejsza ode mnie - powiedziała w końcu, uśmiechając się. - I nie myliłam się.
-Nie rozumiem - wyszeptałam, dalej płacząc.
-Bądź cierpliwa. - Wciąż gładziła moją skórę. - Stopniowo dowiesz się wszystkiego.
Czułam, że muszę jej uwierzyć i że powinnam jej zaufać. Postanowiłam, że będę postępować według jej porady. Nie pożałowałam tej decyzji.
-Kocham cię, Vanessa - wyznałam, mając wrażenie, że ona zaraz odejdzie.
-Ja ciebie też, Laura. - Objęła mnie za oba policzki. - Pamiętaj, że zawsze chodziło mi o twoje dobro. Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić, choć czasem nie miałam innego wyjścia. Czasami musiałam.
-Wybaczam ci - pociągnęłam nosem - Daruję ci wszystko, co przez ciebie przeżyłam
Ucieszyły ją moje słowa, ale zareagowała, jakby chciała udać, że nic ją nie obeszły. Miałam ochotę zaśmiać się, bo powracały moje wspomnienia z przeszłości. Ona taka właśnie była. Wciąż zachowywała swoją dumę i chciała pozostać niezwruszona, ale zwykle jej to nie wychodziło.
-Wkrótce wszystko zrozumiesz. - Ostatni raz pogładziła mój policzek i zniknęła.
Byłam naprawdę szczęśliwa, ale wciąż płakałam. Odwróciłam się w stronę rodzeństwa i padłam na kolana. Zaczęłam ręką przecierać swoje oczy, mimo iż wiedziałam, że skutkiem będzie poplamiony krwią rękaw. Byłam zaskoczona, gdy okazało się, iż moja bluzka jest czysta, ale delikatnie mokra od łez. Spojrzałam na Rydel i Rossa, chcąc potwierdzenia, że z mojej twarzy naprawdę zniknęła czerwona ciecz, a z moich oczu płyną normalne słone krople.
-No, więc pogodziłaś się z nią. - Na twarzy blondyna wykwitł szczery uśmiech. - Raczej nie powinnaś już krwawić podczas płaczu.
Mało z tego zrozumiałam. Właściwie nic nie pojęłam, ale nie przejmowałam się tym. Zaufałam Vanessie, a ona przecież mówiła, żebym była cierpliwa. Nie chciałam jej zawieść, więc nie zaczęłam wrzeszczeć na Rossa za taką odpowiedź. Byłam cholernie szczęśliwa i nie chciałam, by cokolwiek zepsuło mój nastrój.
-Chodź. - Chłopak podał mi dłoń bym wstała z podłogi. - Musisz przypomnieć sobie, kim jest Rocky, Riker i Ellington.
Podniosłam się i niemal natychmiast zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o Rossa, ale obraz nie przestawał się rozmazywać. Znów poczułam, że moje powieki są ociężałe. Zamknęłam oczy, wiedząc, że nie umieram, ale, że znów spotkam się z tajemniczymi głosami. Nie byłam jeszcze gotowa, by znów stawić im czoła, ale nie miałam wyboru. Najwidoczniej znów chcieli się pożalić.

niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 4 Zemdlałam albo umarłam

Na samym początku chciałabym bardzo przeprosić za moje karygodne zachowanie! 
Przepraszam za to, że nie potrafiłam się zmotywować do tego, by usiąść i napisać ten rozdział
Mam nadzieję, że mi wybaczycie❤❤❤

-Jesteś idiotą! - wrzeszczałam, biegnąc - Tu są ludzie naprawdę nienormalni! Zabijali innych, bo mieli taki kaprys! Niektórzy chcieli popełnić samobójstwo, tłumacząc, że słyszą głosy!
-Nie prawda! - odpowiedział Ross rozwalając kolejne drzwi - Biegnij! Szybciej!
-Jak umrę to cię zabiję! - krzyknęłam, po czym pobiegłam za chłopakiem
Był straszny hałas. Psychopaci wychodzili ze swoich celi, po czym zamykali w nich lekarzy. Krzyczeli, wrzeszczeli i rozwalali wiele rzeczy. Totalny harmider, spowodowany przez Rossa. Chłopak był taki skupiony uwalniając wszystkich, jakby to była jakaś bardzo ważna misja. Zaczynałam się zastanawiać, czy czasem nie oberwał mocno w głowę. Nagle zatrzymał się, gdy wyważył następne drzwi. Wszedł do pomieszczenia jak zahipnotyzowany. Zastygłam w bezruchu. Czyżby coś się stało? Nie wiedziałam czy wejść za nim czy czekać na korytarzu. Po chwili nie miałam innego wyjścia jak wejść do pokoju, bo ktoś rzucił szafą. Widok jaki zastałam, po wejściu sprawił, że zabrakło mi języka w gębie. Łagodnie wyglądająca blondynka była w kaftanie bezpieczeństwa. Myślałam, że widzę anioła. Wyglądała tak niewinnie. Ross delikatnie głaskał ją po policzku i powoli uwalniał ją z kaftanu. W mojej głowie pojawiło się milion myśli. Dlaczego taką bezbronną dziewczynę zapięli w to coś? Dlaczego w ogóle tu jest? Czemu Ross jest taki wzruszony jej widokiem? Czyżby to była jego dziewczyna? Nie przecież ja... Podobno to ze mną był...Zdradzał mnie?
Znienacka zostałam powalona na ziemię. Blondynka siedziała na mnie i przygladała się mi jakbym była jej zdobyczą. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie się ślinić. Jej oczy z koloru brązowego zmieniły się w czerwony. Dreszcz przeszedł mi po plecach. Nagle dziewczyna uśmiechnęła się i wtuliła się we mnie mocno. Zszokowana i przerażona spojrzałam na Rossa. Był wzruszony. Ciekawe czym... Tym, że ta dziewczyna chciała zrobić sobie ze mnie przystawkę?! 
-Lauruś - do moich uszu dotarł jej szept - Tak się cieszę, że cię widzę
Miliony obrazów pojawiło się w mojej głowie. Śmiałyśmy się wspólnie, płakałyśmy, plotkowałyśmy. Nienawidziłam tych retrospekcji. Przypominałam sobie wszystko, ale bardziej miałam wrażenie, że oglądam jakiś film niż, że widzę swoje życie.
-Nie mów tak do mnie, Rydel - powiedziałam sucho, po czym lekko zrzuciłam ją z siebie i wstałam.
Podeszłam do Rossa. Złapał go za kołnierz i popchnęłam go na ścianę. Byłam na niego wściekła. Nie raczył mi nic opowiedzieć. Zachowywał się tak, jakbym sama miała do wszystkiego dojść i sama wszystko zrozumieć. 
-Możesz mi to wyjaśnić? - warknęłam 
-Później ci wszystko opowiem, jasne? 
-Mam ochotę cię walnąć 
-Nie mamy na to czasu 
Puściłam go i wyszłam z pomieszczenia. Ross i jego siostra poszli za mną. Zaczęliśmy biec. Otwieraliśmy kolejne drzwi. Nagle ktoś nam przeszkodził. Kilku lekarzy trzymało w dłoniach bronie i celowało w nas. Pragnęłam, by we mnie trafili, ale niestety moje marzenie nie spełniło się. Oczy Rydel, które zdąrzyły znormalnieć, znów przybrały czerwony kolor. Dziewczyna oblizała wargi i rzuciła się na mężczyzn. Minęło kilka sekund, a ich serca już nie biły. To był potworny widok. Ona wyrwała je z tak ogromną szybkoscią, że nie zdążyli nawet oddać jednego strzału. Blondynkę rozpierała duma, gdy patrzyła na wyrwane narządy i zagryzała dolną wargę, chcąc jakby powstrzymać się od zatopnienia w nich swoich zębów. 
-Rydel - wtrącił Ross, rozkazującym tonem - Nie możesz. Mogłaś ich pozbawić przytomności, a nie od razu zabijać.
-Przepraszam - dziewczyna, przęłknęła ślinę - Nie mogłam się powstrzymać
-Masz to stosować przeciwko demonom, masz nad tym panować - opieprzył ją Ross, a ja patrzyłam na nich zszokowana. Nie miałam pojęcia o co im chodzi.
-Wiem - warknęła Rydel - Chodźmy dalej
Nie zamierzałam pytać o co chodzi. Znałam odpowiedź Rossa - "Dowiesz się później". Mimo to byłam przerażona, zszokowana, a zarazem wściekła. Wszystkie emocje kotłowały się we mnie. Starałam się wyładawać to wszystko podczas biegu. W końcu wciąż biegaliśmy otwierając drzwi i uwalniając ludzi. 
-To tutaj - blondyn zwolnił, stając przed drzwiami - W następnym pomieszczeniu jest Ellington 
-Ell - Rydel zarumieniła się na to imię
Stałam metr od niej i słyszałam przyśpieszone bicie jej serca. To było dziwne. Spojrzałam na nią, a ona spuściła wzrok, ukrywając swoje różowe tęczówki. Tak, były różowe, ale to była najnormalniejsza rzecz w tamtym momencie. 
-Ostrożnie, Delly - odezwał się blondyn, gdy dziewczyna zaczęła się zbliżać do pomieszczenia - Nie wiemy w jakim jest stanie i czy pojmuje to co się dzieje. Rocky napewno będzie niebezpiczny.
-Słucham? - spytałam - Rocky? Ellington?
-Jak zobaczysz to sobie przypomnisz - odparł spokojnie, po czym jednym kopnięciem wywarzył drzwi
Chciałam mu odpowiedzieć, jak bardzo mnie uspokoił, ale zamiast tego spojrzałam w głąb pomieszczenia. Siedział tam brunet z przekrwionymi oczami. Cały zapłakany patrzył w ścianę. Ross był roztrzęsiony. Nie wiedział, co robić. Podeszłam do niego i położyłam rękę na jego ramieniu. 
-O co chodzi? - wyszeptał
Westchnęłam. Zabierzmy go stąd - powiedziałam, podchodząc do chłopaka. Złapałam go pod rękę. Ross pomógł mi go wyprowadzić. Rydel trzymała na ramionach nieprzytomnego bruneta. Nie potrafiłam sobie ich przypomnieć. Być może nie chciałam, widząc ich stan. 
-Chodźmy - mruknął blondyn - Riker pewnie zawiózł już wszystkich i czeka na nas. 
-Riker? - zapytałam 
-Przypomnisz sobie - chłopak uśmiechnął się delikatnie
Nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się. Zobaczyłam Vanessę w białej sukience, z zakrwawioną głową i uśmiechającą się do mnie pogodnie. Usłyszałam jej głos " Wreszcie mnie widzisz, tak się cieszę", po czym zniknęła, a ja nie wiedziałam, czy to wytwór mojej wobraźni czy rzeczywistość. Moje ciało stało się ociężałe, moje powieki się zamknęły. Zemdlałam albo umarłam.