poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 3 Wciąż mnie nie widzisz

Odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się pod nosem, wpatrując się w szatynkę, która spała na moich kolanach. Uspokoiła się po jakiejś godzinie i zasnęła zmęczona płaczem. Byłam zadowolona z tego, że potrafiłam ulżyć jej choć odrobinę, ale jednocześnie wściekłość buzowała we mnie. Czułam, że w tamtym momencie mogę wszystko, że potrafiłabym wyrwać kraty za oknem i uciec tylko bo to, by zabić tego skurczybyka, który tak bardzo ją skrzywdził, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Nie chciałam pogarszać sytuacji, nie chciałam uciekać akurat wtedy, gdy Ross miał mi podobno wszystko wytłumaczyć.
-Ross - to słowo nieoczekiwanie wyrwało się z moich ust
Prędko złapałam się za usta, bojąc się, że mogą powiedzieć coś więcej bez mojej zgody. Obejrzałam się dookoła. Mój wzrok zatrzymał się na oknie - słońce powoli zachodziło. Musiałam obudzić Victorię, bo lekarze mogli pomyśleć, że leży martwa na moich kolanach. Delikatnie potrząsnęłam jej ramionami, żeby jej zbytnio nie wystraszyć, a ona leniwie otworzyła oczy. Podniosła się i ziewnęła, po czym rzuciła mi się w ramiona. Zszokowana odwzajemniłam uścisk.
-Dziękuję, Lau - oznajmiła odrywając się ode mnie
-Proszę nie mów tak do mnie - pokręciła głową i spojrzałam na podłogę - Victoria, mam pytanie...
Kątem oka dostrzegłam, że dziewczyna wpatruje sie we mnie pytająco.
-Ross - wydusiłam - Kim on dla mnie był?
Podniosłam głowę, gdy długo nie otrzymywałam odpowiedzi. Po policzkach Victorii znów spływały łzy, miała przepraszający wyraz twarzy i najwidoczniej nie wiedziała co powiedzieć, a ja nie wiedziałam co mam o tym myśleć.
-Przepraszam, Laura - wychrypiała w końcu - Ja wiedziałam, że wy macie ze sobą tak wspaniałą relację, ale odkąd trafiłaś tutaj, opiekował się mną, wysyłał sygnały... Nie mogłam się nie zakochać
-Nie rozumiem - wpatrywałam się w nią osłupiała
-Sądziłam, że on też czuje coś do mnie - głośno westchnęła - Przepraszam. Czuję się okropnie.Wybacz mi.
-To on? On jest tym chamem?
-Nie mów tak o nim - coraz więcej łez lało się po jej policzkach - To ja źle wszystko zrozumiałam.
Kręciłam głową, starając się wszystko pojąć.
-Jakie sygnały? - zapytałam - Pocałował cię?
-Laura - zaciągnęła nosem - Spaliśmy ze sobą.
-Dupek! Po tym co między wami zaszło nie miał prawa cię zostawić! Za co ty mnie przepraszasz?!
-Przecież wy... Zanim ona... Wiesz dobrze, że on woli ciebie i ja to szanuję, od zawsze tak było... Laura błagam przebacz mi... Powiedz coś, prte soszę
-Ja i on...? Nie - zaśmiałam sie, łapiąc się za głowę - To niemożliwe
-Laura - wyszeptała Vicky, wycierając łzy - Przepraszam
-Wybaczam, uznajmy, że nic takiego nie miało miejsca - oznajmiłam patrząc na swoje dłonie - Ale teraz wyjdź... Muszę to wszystko sobie poukładać
Szatynka kiwnęła głową i podeszła do drzwi, spojrzała na mnie i powiedziała "Przepraszam", po czym wyszła. Jestem pewna, że płakała wracając do domu. Biedna ona, biedna ja. Obie skrzywdzone, choć ja wcale tego nie odczuwałam.
Owszem w mojej głowie kotłowało się mnóstwo myśli. Miałam ochotę zabić blondasa, ale zarazem chciałam, żeby mnie stąd wyrwał i wszystko mi wyjaśnił. Jednocześnie czułam się oszukana, ale wiedziałam, że muszę mu zaufać. Z tego wszystkiego zaczęłam się śmiać. Śmiać i płakać. Śmiać, płakać i złościć się. Wszystkie emocje połączyły się ze sobą i po raz pierwszy poczułam, że psychiatryk to miejsce dla mnie, że pasuję tu, a później poczułam jak ktoś uderzył mnie mocno w plecy. Tak mocno, że aż spadłam z łóżka na podłogę. Błądziłam wzrokiem dookoła i dotarło do mnie, że jest ciemno i że nie jestem sama. Była ze mną moja siostra. Łóżko delikatnie skrzypnęło, gdy ona na nim usiadła, ale nie ujrzałam jej. Wciąż nic nie rozumiesz. Właściwie masz większy mętlik w głowie niż miałaś. - do moich uszu dotarł jej głos. Wzdrygnęłam się. Ostatnio miała bardziej przyjazny ton głosu. Podniosłam się z podłogi i spojrzałam w miejsce, gdzie według mnie się znajdowała. Wciąż mnie nie widzisz. To niepokojące. - te słowa zaskoczyły mnie. Miałam wrażenie, że to zbyt dużo szoku jak na jeden dzień, ale oni wciąż mnie zaskakiwali.
-Ross miał pomóc, a wprowadził jeszcze większy chaos i większy niepokój w twoje serce - mruknęła, jakby w zamyśleniu
-A więc współpracował z tobą... Także cię wyczuwa
-Nie wyczuwa mnie - odpowiedziała pewnie - Kontaktuję się z nim innymi metodami...
-O co ci chodzi? - spytałam ze złością - Już nic nie rozumiem. Myślałam, że chcesz żebym pogodziła się z twoją śmiercią i wybaczyła ci, żebyś mogła odejść w spokoju
-Źle myślałaś - zaśmiała się - Chodzi o coś więcej
Nagle złapała mnie za ramiona i przywarła mnie mocno do ściany. Przejechała mi palcami po ramieniu, krew zaczęła kapać na podłogę. Wystraszyłam się i podniosłam wzrok. Jej jedna ręka wciąż spoczywała na moim zdrowym ramieniu. Złapałam ją i zrzuciłam z siebie. Zdenerwowało to ją... Rzuciła mnie na podłogę i przejechała mi ręką po policzku. Czerwona ciecz spłynęła mi do ust. Podniosłam się gwałtownie, zrzucając ją z siebie chciałam ją przewrócić, ale zapomniałam, że walczę z kimś, kogo wyczuwam i słyszę, ale nie widzę.  Wykorzystała to, posadziła mnie na stołku i mocno przytrzymała mi ręce. Miałam wrażenie, że zaraz oderwie mi nadgarstki. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyknąć i powstrzymać łzy.
-Wciąż mnie nie widzisz - warknęła i puściła mnie - Następnym razem zastosuję inne metody
Ulżyło mi, gdy po chwili zniknęła, ale wciąż byłam w szoku. Powoli podniosłam się i doszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Krew wciąż spływała mi po policzku i po ręce. Obmyłam rany i potargałam swoje ubranie, żeby mieć czym zabandażować rękę. Przebrałam się w koszulkę z długim rękawem i wróciłam do pokoju z łóżkiem. Położyłam się z przekonaniem, że nie usnę, ale sen przyszedł szybko i nie obudziłam się ani razu tamtej nocy.

***
Ross wszedł do pokoju bez okularów i z raną na policzku. Od razu rzuciłam się na niego. Przywarłam go do ściany.
-Ty dupku! Jak mogłeś! - krzyczałam - Wiesz jak ona płakała!? Wiesz jak bardzo cierpi przez ciebie!?
-Uwierz mi, że nie chciałem tego robić, nie chciałem jej w sobie rozkochiwać, nie chciałem spać z nią, a już najbardziej nie chciałem jej łamać serca, ale musiałem.
-Musiałeś? Musiałeś? - spytałam śmiejąc się - Tak samo ja muszę ci chyba teraz złamać kark
-Pozwalam ci walnąć mnie w twarz, ale moje kości zostaw w spokoju - odpowiedział spokojnie, a ja bez większego zastanowienia wymierzyłam mu cios w policzek, po czym usiadłam na łóżku naburmuszona.
Blondyn złapał się za szczękę, sprawdził czy wszystko w porządku i usiadł na krześle. Spojrzał na mnie i spytał:
-Pomogło ci?
-Płakała przez dwie godziny, jeśli sądzisz, że zwykły cios w twarz pomoże mi się uspokoić to się mylisz
-Więc uderz w drugi policzek, tak dla równowagi
Wstałam z łóżka, on wstał z krzesła i czekał aż wykonam ruch.
-Naprawdę?
-Bo zaraz się rozmyślę
Nie myśląc więcej uderzyłam go w drugi policzek. Postarałam się by ten cios był mocnieszy niż poprzedni. Uśmiechnęłam się patrząc jak zaciska pięści z bólu i wróciłam na swoje miejsce.
-Dziękuję - powiedział, a ja zaczęłam myśleć, że on też nadaje się do psychiatryka
-Co?
-Dziękuję, należało mi się, czuję się ciut lepiej
Zrozumiałam, że nie może się pogodzić z tym co zrobił i z przyjemnością przyjąłby więcej ciosów. Jednak nadal nie rozumiałam dlaczego to zrobił skoro nie chciał. Odpowiedź, że musiał, mnie nie satysfakcjonowała, a jak narazie musiała mi wystarczyć. Przypatrzyłam się jego ranie na policzku. Była umiejscowiona dokładnie w tym samym miejscu co moja. Ciekawiło mnie, dlaczego jemu też to zrobiła skoro miał jej pomogać.
-U mnie też wczoraj była - odparłam wskazując na swój policzek
-Czemu od razu sądzisz, że to ona? Może podrapał mnie kot?
-Podrapał cię kot?
-Tak
-Kłamiesz, prawda?
-Tak
Pokręciłam głową niedowierzając. Pomyślałam, że taka rozmowa była prowadzona przez nas tysiące razy.
-Czemu ci to zrobiła?
-Poprosiłem , chciałem, żeby ukoiła mój ból psychiczny - odpowiedział jakby to było oczywiste - Widziałem Victorię, gdy wychodziłem i wiedziałem, że dowiesz się o wszystkim, że pomyślisz, że jestem okropny. Wiedziałem też, że zapewne Vicky będzie płakać przeze mnie. Bolało. Okropnie bolało i nadal boli, ale musiałem jej to zrobić.
-Ciągle to samo słowo - mruknęłam - Ale przecież nie wyczuwasz jej, nie widzisz jej ani nie słyszysz, więc niby jak się porozumiewacie?
-Są pewne sposoby - westchnął
-Miałam wszystko zrozumieć, a ty ciągle mi to utrudniasz
-Zrozumiesz jak wyciągnę cię stąd. Tutaj nie mogę ci wszystkiego wyjaśnić

6 komentarzy:

  1. Jak ja cię nie cierpię! Jako taki? Ty się nabijasz, nie? Jest tak mega intrygujący, że muszę powstrzymywać palpitacje !
    Vicki, Vicki... Och, biedaczka. A Ross?! Lepiej, żeby miał powód.
    Dobra, spadam
    Do następnego, złotko
    ~ Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps.: ładny nagłówek, ale w tym tygodniu dam ci cały szablon ^^

      Usuń
  2. Sikiś rozdział zaczepisty szkoda tylko że taki krótki... Pisz leniu bo chce wiedzieć co dalej!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział!
    Dopiero dzisiaj znalazłam twojego bloga i już się w niego wkręciłam. Przeczytałam wszystkie rozdziały z wielkim zaciekawieniem, co się dalej stanie. Piszesz wspaniale. Naprawdę masz wielki talent. Już polubiłam tego bloga i tak szybko go nie opuszczę, bo chcę wiedzieć, jak skończy się ta historia.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. http://kochamczytacblogi.blogspot.com


    Zapraszam : )

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, gdy napiszesz komentarz ;) To dla mnie ogromna motywacja ❤❤❤
◕‿◕