sobota, 26 marca 2016

Rozdział 5 Wybaczam ci

Byłam pogrążona w ciemnościach, a w mojej głowie pojawiło się mnóstwo głosów. Słyszałam milion krzyków i szeptów naraz, czułam w nich strach połączony z bólem. Ludzie, których słyszałam bardzo się bali i błagali mnie o pomoc, a ja nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Bardzo bolały mnie ich słowa, bolała mnie moja bezsilność. Chciałam zacząć krzyczeć, żeby powiedzieli w jaki sposób mam im pomóc, byłam pewna, że zrobiłabym wszystko, żeby ulżyć im w tych cierpieniach, ale ani jedno słowo nie wydostało się z moich ust. Nie potrafiłam się odezwać. Wezbrała we mnie ogromna ochota na szloch, ale ani jedna łza nie spłynęła po moim policzku. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie potrafiłam skupić się na tej myśli, bo głosy wciąż mówiły do mnie. Byłam tak bardzo bezsilna i tak bardzo cierpiałam w tamtych chwilach, że chciałam umrzeć. Bardziej niż kiedykolwiek pragnęłam śmierci. Ból ludzi, którym nie mogłam w żaden sposób pomóc dobijał mnie. Zaczynałam czuć, że każde kolejne zdanie jest nożem wycelowanym we mnie.
Niespodziewanie jeden z głosów stał się bardziej wyraźny niż inne. Zadawał boleśniejsze ciosy od reszty. Słyszałam moją siostrę. Krzyczała, że się boi, że nie potrafi sobie z tym wszystkim poradzić. Wszystko ją przerastało i na każdym kroku coś krzywdziło ją. Mówiła, że boi się, że rankiem znów się obudzi i wszystko będzie zaczynało się od nowa. A ja nie mogłam zrobić nic oprócz słuchania jej. Pozwalałam by jej ból łączył się z moim i przeżywałam najgorsze katusze w swoim życiu. Nigdy już nie odczułam większego bólu psychicznego i fizycznego.
Otworzyłam oczy i pomysłałam, że obudziłam się z koszmaru, ale tak naprawdę mój koszmar jeszcze się nie skończył. Połykałam powietrze, jakbym nie oddychała przez wiele lat. Czułam się wyczerpana. Dopiero po chwili dostrzegłam, że Ross razem z Rydel siedzą obok i przypatrują się mi. Niemal natychmiast posłałam im pytające spojrzenie. Chłopak bez słowa wyjął z kieszeni chustkę i podszedł do mnie. Zanurzył materiał w misce, która stała obok mnie, po czym zaczął wycierać moje policzki i okolice oczu. Nie byłam temu przeciwna. Rozkoszowałam się zimnem chusteczki. Przez moment odczuwałam spokój, ale gdy blondyn przestał mnie przecierać, dostrzegłam, że chusteczka zabarwiła się na czerwony kolor. Moje serce od razu przyśpieszyło swój rytm i zaczęłam oddychać o wiele szybciej.
-Podaj mi lusterko - wychrypiałam w stronę Rydel.
Dziewczyna spojrzała na mnie smutno, chcąc jakby odciągnąć mnie od tej myśli, ale ja ponowiłam swoją prośbę, mimo, iż każde wypowiedziane przez mnie słowo sprawiało mi ból. Nie rozumiałam tego tak samo jak i innych rzeczy dziejących się wtedy wokół mnie, ale musiałam zaczekać z pytaniami.
Blondynka podała mi przedmiot, a w jej oczach pojawiły się łzy. Odwróciła się więc dość szybko i rękawem zaczęła wycierać słone krople, które bez pozwolenia spłynęły po jej policzkach. Nie zamierzałam jej pocieszać, bo nie miałam pojęcia o co może jej chodzić. Bądźmy szczerzy - ja nie wiedziałam nawet, co się wokół mnie dzieje.
-Mój Boże. - wyszeptałam, przeglądając się w lusterku.
Wyglądałam koszmarnie. Przez pobyt w psychiatryku cholernie wychudłam i było to jedną z przyczyn tego, że wyglądałam jak trup. Moja skóra wyglądała bardzo blado i krucho, jakby mogła zostać skaleczona jednym delikatnym dotknięciem. Najgorsza była jednak czerwona ciecz, która zaschła na moim policzku. Krew. Wyglądało na to, że jeszcze przed chwilą z moich oczu wylewały się krwawe łzy. Przestraszona zaczęłam spoglądać to na Rossa to na Delly, chcąc by któreś z nich raczyło chociaż trochę wyjaśnić mi zaistniałą sytuację. Niestety żadne nie kwapiło się, żeby przerwać ciszę.
Już miałam się odezwać, ale poczułam jak ktoś dotyka moich włosów. Dotyk ten był mi znajomy. Vanessa miała w zwyczaju w ten sposób bawić się moimi kosmykami. Miałam jednak nadzieję, że pomyliłam się, myśląc, że to ona. Jak zawsze moja nadzieja okazała się bardzo naiwna.
Powtarzając sobie w myślach, że napewno się mylę, obróciłam głowę, a moim oczom ukazała się ona. Wyglądała dokładnie tak jak w dniu swojej śmierci. Miała na sobie tą samą suknię, a właściwie cienką białą halkę. Jej włosy były takie same jak wtedy, gdy odgarniałam je z jej czoła, szlochając i błagając, by mnie nie zostawiała. Wciąż z jej czoła spływała krew. Miałam wrażenie, że gdy ją ujrzę poczuję jeszcze większy strach niż przedtem, gdy tylko ją słyszałam, ale moje myśli okazały się omylne. Rozpłakałam się na jej widok. Płakałam krwią, ale przynajmniej płakałam - to dawało mi ukojenie. Rozczuliłam się. Po raz pierwszy od jej śmierci zaczęło mi jej brakować i po raz pierwszy cieszyłam się z tego, że się przy mnie  pojawiła. To było dziwne uczucie. W końcu przez tak długi okres czasu czułam do niej nienawiść, bałam się jej, a tu nagle wzruszyłam się na jej widok i moje serce zaczęło szybciej bić z tęsknoty. Mimo wszystko cieszyłam się.
-Lau - odezwała się Rydel, jakby nie rozumiejąc, co się dzieje.
Uśmiechnęłam się do niej, chcąc jej tym przekazać, że wszystko jest w porządku, ale ona najwidocznej nie potrafiła tego pojąć. Podbiegła do mnie i objęła mnie mocno. Być może pomyślała, że oszalałam. Zapewne nie widziała mojej siostry, ale tylko mnie - dziewczynę, która płakała krwią i uśmiechała się. Co ja mówię... Napewno pomyślała, że do końca postradałam zmysły.
-Rydel zostaw ją - polecił Ross. - Później ci wszystko wyjaśnię.
-Ale Ross... - blondynka patrzyła nierozumiejącym spojrzeniem to na mnie to na niego.
Blondyn nie powiedział nic więcej. Wziął ją za dłoń i zaprowadził ją w stronę krzesła, poprosił ją, by usiadła i żeby nie przerywała mi, choćby nie wiem, co się działo. Nie zwracałam na nich szczególnej uwagi. Byłam zbyt skupiona na postaci mojej siostry. Dalej wylewałam krwawe łzy i nie przestawałam się uśmiechać. Ona zbliżyła się do mnie i dotknęła mojego policzka. Gładziła go, jakby chciała, żebym przestała szlochać, ale ja nawet, gdybym chciała nie potrafiłabym przestać.
-Nessa - wymamrotałam. - Wyjaśnij mi wszystko, błagam.
Ona nie chciała udzielić mi żadnej odpowiedzi.
-Chcę ci przebaczyć - oznajmiłam, po dłuższym zastanowieniu. - Tylko proszę wyjaśnij mi, dlaczego to zrobiłaś.
-Wiedziałam, że będziesz silniejsza ode mnie - powiedziała w końcu, uśmiechając się. - I nie myliłam się.
-Nie rozumiem - wyszeptałam, dalej płacząc.
-Bądź cierpliwa. - Wciąż gładziła moją skórę. - Stopniowo dowiesz się wszystkiego.
Czułam, że muszę jej uwierzyć i że powinnam jej zaufać. Postanowiłam, że będę postępować według jej porady. Nie pożałowałam tej decyzji.
-Kocham cię, Vanessa - wyznałam, mając wrażenie, że ona zaraz odejdzie.
-Ja ciebie też, Laura. - Objęła mnie za oba policzki. - Pamiętaj, że zawsze chodziło mi o twoje dobro. Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić, choć czasem nie miałam innego wyjścia. Czasami musiałam.
-Wybaczam ci - pociągnęłam nosem - Daruję ci wszystko, co przez ciebie przeżyłam
Ucieszyły ją moje słowa, ale zareagowała, jakby chciała udać, że nic ją nie obeszły. Miałam ochotę zaśmiać się, bo powracały moje wspomnienia z przeszłości. Ona taka właśnie była. Wciąż zachowywała swoją dumę i chciała pozostać niezwruszona, ale zwykle jej to nie wychodziło.
-Wkrótce wszystko zrozumiesz. - Ostatni raz pogładziła mój policzek i zniknęła.
Byłam naprawdę szczęśliwa, ale wciąż płakałam. Odwróciłam się w stronę rodzeństwa i padłam na kolana. Zaczęłam ręką przecierać swoje oczy, mimo iż wiedziałam, że skutkiem będzie poplamiony krwią rękaw. Byłam zaskoczona, gdy okazało się, iż moja bluzka jest czysta, ale delikatnie mokra od łez. Spojrzałam na Rydel i Rossa, chcąc potwierdzenia, że z mojej twarzy naprawdę zniknęła czerwona ciecz, a z moich oczu płyną normalne słone krople.
-No, więc pogodziłaś się z nią. - Na twarzy blondyna wykwitł szczery uśmiech. - Raczej nie powinnaś już krwawić podczas płaczu.
Mało z tego zrozumiałam. Właściwie nic nie pojęłam, ale nie przejmowałam się tym. Zaufałam Vanessie, a ona przecież mówiła, żebym była cierpliwa. Nie chciałam jej zawieść, więc nie zaczęłam wrzeszczeć na Rossa za taką odpowiedź. Byłam cholernie szczęśliwa i nie chciałam, by cokolwiek zepsuło mój nastrój.
-Chodź. - Chłopak podał mi dłoń bym wstała z podłogi. - Musisz przypomnieć sobie, kim jest Rocky, Riker i Ellington.
Podniosłam się i niemal natychmiast zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o Rossa, ale obraz nie przestawał się rozmazywać. Znów poczułam, że moje powieki są ociężałe. Zamknęłam oczy, wiedząc, że nie umieram, ale, że znów spotkam się z tajemniczymi głosami. Nie byłam jeszcze gotowa, by znów stawić im czoła, ale nie miałam wyboru. Najwidoczniej znów chcieli się pożalić.

niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 4 Zemdlałam albo umarłam

Na samym początku chciałabym bardzo przeprosić za moje karygodne zachowanie! 
Przepraszam za to, że nie potrafiłam się zmotywować do tego, by usiąść i napisać ten rozdział
Mam nadzieję, że mi wybaczycie❤❤❤

-Jesteś idiotą! - wrzeszczałam, biegnąc - Tu są ludzie naprawdę nienormalni! Zabijali innych, bo mieli taki kaprys! Niektórzy chcieli popełnić samobójstwo, tłumacząc, że słyszą głosy!
-Nie prawda! - odpowiedział Ross rozwalając kolejne drzwi - Biegnij! Szybciej!
-Jak umrę to cię zabiję! - krzyknęłam, po czym pobiegłam za chłopakiem
Był straszny hałas. Psychopaci wychodzili ze swoich celi, po czym zamykali w nich lekarzy. Krzyczeli, wrzeszczeli i rozwalali wiele rzeczy. Totalny harmider, spowodowany przez Rossa. Chłopak był taki skupiony uwalniając wszystkich, jakby to była jakaś bardzo ważna misja. Zaczynałam się zastanawiać, czy czasem nie oberwał mocno w głowę. Nagle zatrzymał się, gdy wyważył następne drzwi. Wszedł do pomieszczenia jak zahipnotyzowany. Zastygłam w bezruchu. Czyżby coś się stało? Nie wiedziałam czy wejść za nim czy czekać na korytarzu. Po chwili nie miałam innego wyjścia jak wejść do pokoju, bo ktoś rzucił szafą. Widok jaki zastałam, po wejściu sprawił, że zabrakło mi języka w gębie. Łagodnie wyglądająca blondynka była w kaftanie bezpieczeństwa. Myślałam, że widzę anioła. Wyglądała tak niewinnie. Ross delikatnie głaskał ją po policzku i powoli uwalniał ją z kaftanu. W mojej głowie pojawiło się milion myśli. Dlaczego taką bezbronną dziewczynę zapięli w to coś? Dlaczego w ogóle tu jest? Czemu Ross jest taki wzruszony jej widokiem? Czyżby to była jego dziewczyna? Nie przecież ja... Podobno to ze mną był...Zdradzał mnie?
Znienacka zostałam powalona na ziemię. Blondynka siedziała na mnie i przygladała się mi jakbym była jej zdobyczą. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie się ślinić. Jej oczy z koloru brązowego zmieniły się w czerwony. Dreszcz przeszedł mi po plecach. Nagle dziewczyna uśmiechnęła się i wtuliła się we mnie mocno. Zszokowana i przerażona spojrzałam na Rossa. Był wzruszony. Ciekawe czym... Tym, że ta dziewczyna chciała zrobić sobie ze mnie przystawkę?! 
-Lauruś - do moich uszu dotarł jej szept - Tak się cieszę, że cię widzę
Miliony obrazów pojawiło się w mojej głowie. Śmiałyśmy się wspólnie, płakałyśmy, plotkowałyśmy. Nienawidziłam tych retrospekcji. Przypominałam sobie wszystko, ale bardziej miałam wrażenie, że oglądam jakiś film niż, że widzę swoje życie.
-Nie mów tak do mnie, Rydel - powiedziałam sucho, po czym lekko zrzuciłam ją z siebie i wstałam.
Podeszłam do Rossa. Złapał go za kołnierz i popchnęłam go na ścianę. Byłam na niego wściekła. Nie raczył mi nic opowiedzieć. Zachowywał się tak, jakbym sama miała do wszystkiego dojść i sama wszystko zrozumieć. 
-Możesz mi to wyjaśnić? - warknęłam 
-Później ci wszystko opowiem, jasne? 
-Mam ochotę cię walnąć 
-Nie mamy na to czasu 
Puściłam go i wyszłam z pomieszczenia. Ross i jego siostra poszli za mną. Zaczęliśmy biec. Otwieraliśmy kolejne drzwi. Nagle ktoś nam przeszkodził. Kilku lekarzy trzymało w dłoniach bronie i celowało w nas. Pragnęłam, by we mnie trafili, ale niestety moje marzenie nie spełniło się. Oczy Rydel, które zdąrzyły znormalnieć, znów przybrały czerwony kolor. Dziewczyna oblizała wargi i rzuciła się na mężczyzn. Minęło kilka sekund, a ich serca już nie biły. To był potworny widok. Ona wyrwała je z tak ogromną szybkoscią, że nie zdążyli nawet oddać jednego strzału. Blondynkę rozpierała duma, gdy patrzyła na wyrwane narządy i zagryzała dolną wargę, chcąc jakby powstrzymać się od zatopnienia w nich swoich zębów. 
-Rydel - wtrącił Ross, rozkazującym tonem - Nie możesz. Mogłaś ich pozbawić przytomności, a nie od razu zabijać.
-Przepraszam - dziewczyna, przęłknęła ślinę - Nie mogłam się powstrzymać
-Masz to stosować przeciwko demonom, masz nad tym panować - opieprzył ją Ross, a ja patrzyłam na nich zszokowana. Nie miałam pojęcia o co im chodzi.
-Wiem - warknęła Rydel - Chodźmy dalej
Nie zamierzałam pytać o co chodzi. Znałam odpowiedź Rossa - "Dowiesz się później". Mimo to byłam przerażona, zszokowana, a zarazem wściekła. Wszystkie emocje kotłowały się we mnie. Starałam się wyładawać to wszystko podczas biegu. W końcu wciąż biegaliśmy otwierając drzwi i uwalniając ludzi. 
-To tutaj - blondyn zwolnił, stając przed drzwiami - W następnym pomieszczeniu jest Ellington 
-Ell - Rydel zarumieniła się na to imię
Stałam metr od niej i słyszałam przyśpieszone bicie jej serca. To było dziwne. Spojrzałam na nią, a ona spuściła wzrok, ukrywając swoje różowe tęczówki. Tak, były różowe, ale to była najnormalniejsza rzecz w tamtym momencie. 
-Ostrożnie, Delly - odezwał się blondyn, gdy dziewczyna zaczęła się zbliżać do pomieszczenia - Nie wiemy w jakim jest stanie i czy pojmuje to co się dzieje. Rocky napewno będzie niebezpiczny.
-Słucham? - spytałam - Rocky? Ellington?
-Jak zobaczysz to sobie przypomnisz - odparł spokojnie, po czym jednym kopnięciem wywarzył drzwi
Chciałam mu odpowiedzieć, jak bardzo mnie uspokoił, ale zamiast tego spojrzałam w głąb pomieszczenia. Siedział tam brunet z przekrwionymi oczami. Cały zapłakany patrzył w ścianę. Ross był roztrzęsiony. Nie wiedział, co robić. Podeszłam do niego i położyłam rękę na jego ramieniu. 
-O co chodzi? - wyszeptał
Westchnęłam. Zabierzmy go stąd - powiedziałam, podchodząc do chłopaka. Złapałam go pod rękę. Ross pomógł mi go wyprowadzić. Rydel trzymała na ramionach nieprzytomnego bruneta. Nie potrafiłam sobie ich przypomnieć. Być może nie chciałam, widząc ich stan. 
-Chodźmy - mruknął blondyn - Riker pewnie zawiózł już wszystkich i czeka na nas. 
-Riker? - zapytałam 
-Przypomnisz sobie - chłopak uśmiechnął się delikatnie
Nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się. Zobaczyłam Vanessę w białej sukience, z zakrwawioną głową i uśmiechającą się do mnie pogodnie. Usłyszałam jej głos " Wreszcie mnie widzisz, tak się cieszę", po czym zniknęła, a ja nie wiedziałam, czy to wytwór mojej wobraźni czy rzeczywistość. Moje ciało stało się ociężałe, moje powieki się zamknęły. Zemdlałam albo umarłam. 


poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 3 Wciąż mnie nie widzisz

Odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się pod nosem, wpatrując się w szatynkę, która spała na moich kolanach. Uspokoiła się po jakiejś godzinie i zasnęła zmęczona płaczem. Byłam zadowolona z tego, że potrafiłam ulżyć jej choć odrobinę, ale jednocześnie wściekłość buzowała we mnie. Czułam, że w tamtym momencie mogę wszystko, że potrafiłabym wyrwać kraty za oknem i uciec tylko bo to, by zabić tego skurczybyka, który tak bardzo ją skrzywdził, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Nie chciałam pogarszać sytuacji, nie chciałam uciekać akurat wtedy, gdy Ross miał mi podobno wszystko wytłumaczyć.
-Ross - to słowo nieoczekiwanie wyrwało się z moich ust
Prędko złapałam się za usta, bojąc się, że mogą powiedzieć coś więcej bez mojej zgody. Obejrzałam się dookoła. Mój wzrok zatrzymał się na oknie - słońce powoli zachodziło. Musiałam obudzić Victorię, bo lekarze mogli pomyśleć, że leży martwa na moich kolanach. Delikatnie potrząsnęłam jej ramionami, żeby jej zbytnio nie wystraszyć, a ona leniwie otworzyła oczy. Podniosła się i ziewnęła, po czym rzuciła mi się w ramiona. Zszokowana odwzajemniłam uścisk.
-Dziękuję, Lau - oznajmiła odrywając się ode mnie
-Proszę nie mów tak do mnie - pokręciła głową i spojrzałam na podłogę - Victoria, mam pytanie...
Kątem oka dostrzegłam, że dziewczyna wpatruje sie we mnie pytająco.
-Ross - wydusiłam - Kim on dla mnie był?
Podniosłam głowę, gdy długo nie otrzymywałam odpowiedzi. Po policzkach Victorii znów spływały łzy, miała przepraszający wyraz twarzy i najwidoczniej nie wiedziała co powiedzieć, a ja nie wiedziałam co mam o tym myśleć.
-Przepraszam, Laura - wychrypiała w końcu - Ja wiedziałam, że wy macie ze sobą tak wspaniałą relację, ale odkąd trafiłaś tutaj, opiekował się mną, wysyłał sygnały... Nie mogłam się nie zakochać
-Nie rozumiem - wpatrywałam się w nią osłupiała
-Sądziłam, że on też czuje coś do mnie - głośno westchnęła - Przepraszam. Czuję się okropnie.Wybacz mi.
-To on? On jest tym chamem?
-Nie mów tak o nim - coraz więcej łez lało się po jej policzkach - To ja źle wszystko zrozumiałam.
Kręciłam głową, starając się wszystko pojąć.
-Jakie sygnały? - zapytałam - Pocałował cię?
-Laura - zaciągnęła nosem - Spaliśmy ze sobą.
-Dupek! Po tym co między wami zaszło nie miał prawa cię zostawić! Za co ty mnie przepraszasz?!
-Przecież wy... Zanim ona... Wiesz dobrze, że on woli ciebie i ja to szanuję, od zawsze tak było... Laura błagam przebacz mi... Powiedz coś, prte soszę
-Ja i on...? Nie - zaśmiałam sie, łapiąc się za głowę - To niemożliwe
-Laura - wyszeptała Vicky, wycierając łzy - Przepraszam
-Wybaczam, uznajmy, że nic takiego nie miało miejsca - oznajmiłam patrząc na swoje dłonie - Ale teraz wyjdź... Muszę to wszystko sobie poukładać
Szatynka kiwnęła głową i podeszła do drzwi, spojrzała na mnie i powiedziała "Przepraszam", po czym wyszła. Jestem pewna, że płakała wracając do domu. Biedna ona, biedna ja. Obie skrzywdzone, choć ja wcale tego nie odczuwałam.
Owszem w mojej głowie kotłowało się mnóstwo myśli. Miałam ochotę zabić blondasa, ale zarazem chciałam, żeby mnie stąd wyrwał i wszystko mi wyjaśnił. Jednocześnie czułam się oszukana, ale wiedziałam, że muszę mu zaufać. Z tego wszystkiego zaczęłam się śmiać. Śmiać i płakać. Śmiać, płakać i złościć się. Wszystkie emocje połączyły się ze sobą i po raz pierwszy poczułam, że psychiatryk to miejsce dla mnie, że pasuję tu, a później poczułam jak ktoś uderzył mnie mocno w plecy. Tak mocno, że aż spadłam z łóżka na podłogę. Błądziłam wzrokiem dookoła i dotarło do mnie, że jest ciemno i że nie jestem sama. Była ze mną moja siostra. Łóżko delikatnie skrzypnęło, gdy ona na nim usiadła, ale nie ujrzałam jej. Wciąż nic nie rozumiesz. Właściwie masz większy mętlik w głowie niż miałaś. - do moich uszu dotarł jej głos. Wzdrygnęłam się. Ostatnio miała bardziej przyjazny ton głosu. Podniosłam się z podłogi i spojrzałam w miejsce, gdzie według mnie się znajdowała. Wciąż mnie nie widzisz. To niepokojące. - te słowa zaskoczyły mnie. Miałam wrażenie, że to zbyt dużo szoku jak na jeden dzień, ale oni wciąż mnie zaskakiwali.
-Ross miał pomóc, a wprowadził jeszcze większy chaos i większy niepokój w twoje serce - mruknęła, jakby w zamyśleniu
-A więc współpracował z tobą... Także cię wyczuwa
-Nie wyczuwa mnie - odpowiedziała pewnie - Kontaktuję się z nim innymi metodami...
-O co ci chodzi? - spytałam ze złością - Już nic nie rozumiem. Myślałam, że chcesz żebym pogodziła się z twoją śmiercią i wybaczyła ci, żebyś mogła odejść w spokoju
-Źle myślałaś - zaśmiała się - Chodzi o coś więcej
Nagle złapała mnie za ramiona i przywarła mnie mocno do ściany. Przejechała mi palcami po ramieniu, krew zaczęła kapać na podłogę. Wystraszyłam się i podniosłam wzrok. Jej jedna ręka wciąż spoczywała na moim zdrowym ramieniu. Złapałam ją i zrzuciłam z siebie. Zdenerwowało to ją... Rzuciła mnie na podłogę i przejechała mi ręką po policzku. Czerwona ciecz spłynęła mi do ust. Podniosłam się gwałtownie, zrzucając ją z siebie chciałam ją przewrócić, ale zapomniałam, że walczę z kimś, kogo wyczuwam i słyszę, ale nie widzę.  Wykorzystała to, posadziła mnie na stołku i mocno przytrzymała mi ręce. Miałam wrażenie, że zaraz oderwie mi nadgarstki. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyknąć i powstrzymać łzy.
-Wciąż mnie nie widzisz - warknęła i puściła mnie - Następnym razem zastosuję inne metody
Ulżyło mi, gdy po chwili zniknęła, ale wciąż byłam w szoku. Powoli podniosłam się i doszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Krew wciąż spływała mi po policzku i po ręce. Obmyłam rany i potargałam swoje ubranie, żeby mieć czym zabandażować rękę. Przebrałam się w koszulkę z długim rękawem i wróciłam do pokoju z łóżkiem. Położyłam się z przekonaniem, że nie usnę, ale sen przyszedł szybko i nie obudziłam się ani razu tamtej nocy.

***
Ross wszedł do pokoju bez okularów i z raną na policzku. Od razu rzuciłam się na niego. Przywarłam go do ściany.
-Ty dupku! Jak mogłeś! - krzyczałam - Wiesz jak ona płakała!? Wiesz jak bardzo cierpi przez ciebie!?
-Uwierz mi, że nie chciałem tego robić, nie chciałem jej w sobie rozkochiwać, nie chciałem spać z nią, a już najbardziej nie chciałem jej łamać serca, ale musiałem.
-Musiałeś? Musiałeś? - spytałam śmiejąc się - Tak samo ja muszę ci chyba teraz złamać kark
-Pozwalam ci walnąć mnie w twarz, ale moje kości zostaw w spokoju - odpowiedział spokojnie, a ja bez większego zastanowienia wymierzyłam mu cios w policzek, po czym usiadłam na łóżku naburmuszona.
Blondyn złapał się za szczękę, sprawdził czy wszystko w porządku i usiadł na krześle. Spojrzał na mnie i spytał:
-Pomogło ci?
-Płakała przez dwie godziny, jeśli sądzisz, że zwykły cios w twarz pomoże mi się uspokoić to się mylisz
-Więc uderz w drugi policzek, tak dla równowagi
Wstałam z łóżka, on wstał z krzesła i czekał aż wykonam ruch.
-Naprawdę?
-Bo zaraz się rozmyślę
Nie myśląc więcej uderzyłam go w drugi policzek. Postarałam się by ten cios był mocnieszy niż poprzedni. Uśmiechnęłam się patrząc jak zaciska pięści z bólu i wróciłam na swoje miejsce.
-Dziękuję - powiedział, a ja zaczęłam myśleć, że on też nadaje się do psychiatryka
-Co?
-Dziękuję, należało mi się, czuję się ciut lepiej
Zrozumiałam, że nie może się pogodzić z tym co zrobił i z przyjemnością przyjąłby więcej ciosów. Jednak nadal nie rozumiałam dlaczego to zrobił skoro nie chciał. Odpowiedź, że musiał, mnie nie satysfakcjonowała, a jak narazie musiała mi wystarczyć. Przypatrzyłam się jego ranie na policzku. Była umiejscowiona dokładnie w tym samym miejscu co moja. Ciekawiło mnie, dlaczego jemu też to zrobiła skoro miał jej pomogać.
-U mnie też wczoraj była - odparłam wskazując na swój policzek
-Czemu od razu sądzisz, że to ona? Może podrapał mnie kot?
-Podrapał cię kot?
-Tak
-Kłamiesz, prawda?
-Tak
Pokręciłam głową niedowierzając. Pomyślałam, że taka rozmowa była prowadzona przez nas tysiące razy.
-Czemu ci to zrobiła?
-Poprosiłem , chciałem, żeby ukoiła mój ból psychiczny - odpowiedział jakby to było oczywiste - Widziałem Victorię, gdy wychodziłem i wiedziałem, że dowiesz się o wszystkim, że pomyślisz, że jestem okropny. Wiedziałem też, że zapewne Vicky będzie płakać przeze mnie. Bolało. Okropnie bolało i nadal boli, ale musiałem jej to zrobić.
-Ciągle to samo słowo - mruknęłam - Ale przecież nie wyczuwasz jej, nie widzisz jej ani nie słyszysz, więc niby jak się porozumiewacie?
-Są pewne sposoby - westchnął
-Miałam wszystko zrozumieć, a ty ciągle mi to utrudniasz
-Zrozumiesz jak wyciągnę cię stąd. Tutaj nie mogę ci wszystkiego wyjaśnić

wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 2 Poczułam się tak jakby ktoś nacisnął mi przycisk "włącz"

Moje serce niespodziewanie zaczęło zachowywać się tak jakby chciało wyrwać się z mojego ciała. Zaschło mi w gardle. Wspomnienia  z nim związane obudziły się w mojej głowie, ale nie potrafiłam z nich nic zrozumieć. Potrafiliśmy się razem śmiać, płakałam na jego ramieniu, pomagałam mu, a on mi, ale gdy patrzyłam na człowieka przede mną nie potrafiłam tego z nim powiązać. Był mi tak bliski a zarazem tak odległy. Przez chyba dziesięć minut siedzieliśmy w ciszy. Nie potrafiłam się odezwać, a on chyba nie chciał przejmować inicjatywy. Cały czas patrzyłam w jego oczy, nie chciałam odrywać od nich wzroku. To była jedyna rzecz, która ani trochę nie była mi obca. Miałam wrażenie, że widzę je po raz pierwszy, ale już nigdy nie chciałam patrzeć w inne tęczówki.
-Lau - chłopak niespodziewanie przerwał ciszę
-Mówiłam żebyś się tak do mnie nie zwracał - warknęłam zimnym tonem
-Ale teraz przecież wiesz kim jestem... Wiesz co nas łączy
-Jesteśmy przyjaciółmi? To wnioskuję z tych wspomnień, które pojawiły się w mojej głowie - mruknęłam niepewnie
-Nie rozumiem
-Czuję się tak jakby te wspomnienia nie były moje... Jakby ktoś obcy wsypał mi je do głowy i próbował wmówić, że takie miałam kiedyś życie
-A więc miała rację - blondyn wymamrotał te słowa tak cicho, że prawie ich nie dosłyszałam
-Kto miał rację?
-Nieważne - pokręcił głową
Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Odniosłam wrażenie, że czuje się bezsilny, że nie wie co teraz zrobić czy powiedzieć. Wstał i wpatrywał się przez jakiś czas we mnie, a później jakby zdał sobie sprawę z tego, co robi i odwrócił głowę w stronę okna. Westchnął, a ja spojrzałam na niego pod innym kątem. Jest taki nieprzyzwity z tymi zmierzwionymi włosami - pomyśłam, a w mojej głowie pojawił się urywek jakiegoś wspomnienia - mierzwiłam mu włosy śmiejąc się, a on uśmiechał się niegrzecznie, podczas, gdy na jego policzkach zaczynały pojawiać się rumieńce. Poczułam, że sama zaczynam się rumienić i zdałam sobie sprawę, że wpatruję się w niego z szeroko otwartą buzią, jakbym zaraz miała zacząć się ślinić. Odwróciłam wzrok i dotknęłam dłonią swojego czoła, chcąc sprawdzić czy czasem nie mam gorączki.
Jednak kątem oka wciąż go lustrowałam. Nie wiem czemu pomyślałam, że wygląda niesamowicie seksownie, gdy jest zamyślony. Miałam wielką ochotę dać sobie z liścia za takie myśli.
-Muszę wyjść - wymamrotał - Muszę przemyśleć co dalej
-Co? - oprzytomniałam nagle - Wyznałam ci wszystko, opowiedziałam ci moje najgorsze wspomnienia, a ty mnie zostawiasz? Wiedziałam...
-Zrozum...
-Myślałam, że mi wierzysz, że mnie zrozumiesz i pomożesz, a tym czasem jesteś taki sam jak ci inni lekarze! - krzyknęłam
-Laura! - on również krzyknął, łapiąc mnie za nadgarstki - Obiecuję, że cię stąd wyciągnę - zaczął szeptać - Ale wpierw muszę się z kimś skonsultować rozumiesz? Po pewnym czasie wszystko zrozumiesz, ale teraz nie wiem co dalej. Nie wiem o co cię zapytać, nie wiem co ci wyjaśnić, nie wiem na jakie pytanie mogę ci odpowiedzieć a na jakie nie... To, że nie potrafisz przyjąć do siebie tych wspomnień... Znaczy się już wszystko pamiętasz, ale nie czujesz tego jak dawniej... To wybiło mnie z rytmu
Puścił moje nadgarstki, a ja zamilkłam. Chłopak założył okulary przeciwsłoneczne, pozbierał swoje papiery i wyszedł, mówiąc, że postara się przyjść jutro z kolejnymi pytaniami i odpowiedziam. Przez kilka godzin od jego wyjścia nie robiłam nic innego jak siedzenie na łóżku i wpatrywanie się w jeden punkt. Całkowicie się wyłączyłam od świata zewnętrznego. Dopiero, gdy drzwi się otworzyły i stanęła w nich zgrabna brunetka, poczułam się tak jakby ktoś nacisnął mi przycisk "włącz".
-Laura - szepnęła, a ja dokładniej się jej przyjrzałam
Płakała. Nie miała rozmazanego tuszu ani innego elementu makijażu. Po prostu miała bardzo czerwone oczy i wory pod oczami jakby nie spała przez parę dni. Jej oczy pozbawione były blasku, co było okropne, bo zawsze w jej tęczówkach tańczyły iskierki szczęścia. Uśmiechnęła się smutno, gdy spostrzegła, że wpatruję się w nią z zaskoczeniem.
-Vicky, co się stało? - wydusiłam z siebie po dłuższej chwili
-Nic, nic ważnego - odparła jakby resztką sił - Musisz mi wybaczyć, ale nie mam dla ciebie książki
-Dupa z książką - warknęłam podnosząc się - Vicky...
Nic nie powiedziała. Padła w moje ramiona i zaczęła szlochać... Co ja mówię?! Zaczęła ryczeć! Nie wiedziałam co mam zrobić, automatycznie mocno ją do siebie przytuliłam i zaczęłam głaskać ją po włosach. Później dziękowałam swojemy wewnętrznemu instynktowi za ten odruch. Dziewczyna powolutku zaczynała się uspokajać. Delikatnie usiadłam z nią na łóżku wciąż obejmując ją i głaskając.
-Ciii - zaczęłam szeptać - Cichutko, już dobrze, już dobrze...
-Właśnie, że nie - odpowiedziała delikatnie się ode mnie odrywając
-Wyjaśnij mi o co chodzi
-Moje serce jest złamane, Laura - oznajmiła, a mnie zatkało - On roztrzaskał je na kawałki
Przez chwilę nic nie mówiłam. Po raz kolejny w tamtym dniu przeżywałam ogromny szok. Victoria nigdy nie interesowała się chłopakami. Zawsze powtarzała, że jest szczęśliwą singielką i nigdy w życiu nie zamierza cierpieć przez jakiegoś durnia, który jej nie doceni. Snuła plany o życiu jako samotna bizneswoman albo stara panna z bandą psów, bo za kotami nigdy jakoś szczególnie nie przepadała. Śmiałam się, gdy mówiła, że prędzej pójdzie do zakonu niż zakocha się w jakimś mężczyźnie.
A w tamtym momencie miałam przed sobą Victorię, która płakała, bo była zakochana w jakimś durnowatym mężczyźnie, który był najwidodczniej tak ułomny, że nie potrafił dostrzec tego jaką ona jest cudowną osobą.
I po chwili coś do mnie dotarło.
-Nie wspominałaś mi nic o chłopaku
-Laura... Przepraszam - wymamrotała zawstydzona - Miałaś swoje sprawy, że tak ujmę... Nadal masz te problemy z tymi wizjami czy czymś tak
-Dobra nie ważne - pokręciłam głową - Wygadaj mi się, może ci ulży
-Oh Laura... Nie umiem powiedzieć nic więcej chwilowo niż to, że on bezlitośnie pokruszył moje serce, rozpierdolił je na biliony części, chamsko rzucił nim o ścianę - wybełkotała i znów wybuchła płaczem


środa, 4 listopada 2015

Rozdział 1 "Teraz wszystko zrozumiesz"

Uśmiechnął się, gdy moje wyznanie dotarło do jego uszu. Poprawił okulary i spojrzał na mnie, a ja zrozumiałam, że to znak, bym kontynuuowała. Moje serce biło jak oszalałe. Jeszcze w tamtym momencie mogłam się wycofać. Tak bardzo pragnęłam tego, by nie nie opowiadać o tym dniu. Chciałam, żeby to jeszcze przez jakiś czas pozostało moją gorzką tajemnicą. Sama nie wiedziałam dlaczego. W myślach już słyszałam słowa "wybacz, ale nie potrafię". Otworzyłam, więc usta i powiedziałam:
-Wydawało się, że to będzie kolejny zwyczajny dzień - zaczęłam, ale szybko przerwałam, przęłknęłam ślinę - Jednak, gdy wróciłam do domu z zakupami dotarło do mnie, że zapamiętam ten dzień na długo.
Nastała dłuższa chwila milczenia, w której pytałam samej siebie, co się dzieje. To nie to chciałam powiedzieć, ale przecież już nie mogłam się wycofać. Miałam swoją dumę i jeżeli coś zaczęłam zawsze to skończyłam. Mężczyzna nie pośpieszał mnie na całe szczęście, więc mogłam przez moment odetchnąć. Gdy powróciły do mnie wszystkie wspomnienia, kontynuuowałam:
-Odstawiłam torby na stolik, zdjęłam buty, ściągnęłam kurtkę i wrzasnęłam, że już wróciłam. Nie otrzymałam odpowiedzi, ale nie zdziwiło mnie to. Znów krzyknęłam, a do moich uszu dotarł dźwięk otwieranego okna...
Nagle wszystko co wydarzyło się tamtego dnia pojawiło się w mojej głowie. Miałam wrażenie, że oglądam w filmach jakiś film...
-Już jestem, głuchoto! - wrzasnęłam, by usłyszeć w końcu odpowiedź siostry.
Zamiast jej głosu do moich uszu dotarł dźwięk otwieranego okna i świst zimnego wiatru. Dźwięk dochodził z jej pokoju, więc prędko udałam się do tego pomieszczenia. Moim oczom ukazała się moja siostra ubrana w cienką białą halkę, stojąca przed otwartym oknem. 
-Ness, ogłupiałaś? - spytałam śmiejąc się - Jesteś bardziej nieodpowiedzialna niż ja. Zamknij okno, bo się przeziąbisz - poleciłam i odwróciłam się z zamiarem wyjścia z pomieszczenia
Zrobiłam tylko kilka kroków, po czym wróciłam do pokoju siostry. Zamarłam. Stała na parapecie. Jej czarne włosy falowały za sprawą wiatru. Miałam nadzieję, że to kolejny idiotyczny żart, ale gdy spojrzała w dół zaczęłam mieć co do tego wątpliwości. 
-Vanessa! - ryknęłam i w tym samym momencie ona po prostu przechyliła się do przodu
Zaczęłam biec do okna. Nie wierzyłam własnym oczom. Spojrzałam w dół. Leżała tam bezruchu, krew lała jej się z czoła. Pisnęłam. Płacząc zaczęłam biec po schodach. Niewiele brakowało a bym z nich spadła. Gdy wybiegłam z bloku, pędem rzuciłam sie w jej stronę. Uklęknęłam przy jej głowie. Otworzyła oczy słysząc mój szloch. 
-Żyjesz! Ness, muszę zadzwonić na pogotowie! - krzyczałam, nie mogąc się opanować
-Cichutko - szepnęła - Nigdzie nie musisz  dzwonić
-Ale...
-Przepraszam, musisz mi wybaczyć
-Vanessa... - zaczęłam, ale urwałam.
Delikatnie przełożyłam jej głowę na moje kolana. Zaczęłam głaskać ją po głowie. Nie rozumiałam, dlaczego nie postąpiłam tak jak powinnam była. Każda normalna osoba zadzwoniłaby po pogotowie, zaczęłaby ją ratować, a ja miałam wrażenie, że muszę się już pożegnać, że już nic innego nie mogę zrobić. 
-Kiedyś zrozumiesz..
-Nie możesz mnie zostawić - szeptałam, mając nadzieję, że to jakiś koszmar i zaraz się obudzę. 
-Nie mam wyboru - podniosła ręke by pogładzić mój policzek, a ja zauważyłam, że sprawia jej to ból - Zaśpiewaj mi 
-Nie umiem... Teraz nie dam rady... Jak możesz mnie o to prosić?
-Tylko jedną piosenkę - uśmiechnęła się - "One Last Dance"
-Jeśli umrzesz znienawidzę cię - obiecałam - Mówiłaś, że nigdy nie zostawisz mnie samej. Jesteś okrutna, jesteś najgorszą siostrą na świecie
Znów się uśmiechnęła
-Śpiewaj - ponagliła
Zalewałam się łzami, dławiłam się nimi, a mimo to śpiewałam. Obiecałam sobie, że jeśli ona przeżyje to się jakoś zemszcze. Głupia wierzyłam, że ona robi to tylko po to, żeby zobaczyć mnie w rozmazanym makijażu. Gdy przestała oddychać wciąż śpiewałam, wciąż odgarniałam jej czarne kosmyki z zakrwawonego czoła, wciąż wmawiałam sobie, że ona zaraz otworzy oczy i zacznie się chichrać z mojego wyglądu, a może nawet cyknie mi zdjęcie na pamiątke. Jednak, gdy coraz szybciej zbliżałam się do końca piosenki moja nadzieja malała. I just need one last dance With you - ostatnie wersety zaśpiewałam, wiedząc, że ona jest już martwa. Dopuściłam już wtedy do siebie tą wiadomość i zrozumiałam ją. Ostatnie linijki nuciłam z tak ogromną pustką w sercu, że czułam się tak jakbym umarła razem z nią.
Moja opowieść dotarła do końca. Wytrwałam ją bez ani jednej łzy, byłam z siebie tak ogromnie dumna i jednocześnie czułam się wolna. Tak jakby jakieś niewidzialne kajdany opadły z moich rąk. Miałam także wrażenie, że na mojej twarzy zawitał cień uśmiechu. 

-Brawo - przemówił lekarz, a ja spojrzałam na niego
Jestem pewna, że w tamtym momencie po policzkach spływały mu pojedyncze łzy. Zszokował mnie tym, że płakał, ale nie powiedziałam tego głośno. On sam zapewne miał nadzieję, że nic nie zauważyłam.
Nagle poczułam jeszcze jedną obecność w pokoju. Ona się pojawiła. Od razu pojawiła się przy mnie i dotknęła mojego ramienia, po czym szepnęła "Dobra robota". Wzdrygnęłam się. To, że objaśniłam komuś całą historię nie znaczyło, że moje uczucia co do niej się zmieniły. Po chwili poczułam jak składa pocałunek na moim policzku i mówi "Teraz wszystko zrozumiesz" i miałam wrażenie, że odeszła tak szybko jak się pojawiła.
-Masz szansę na jedno pytanie, zanim ja zacznę cię wypytwać - oznajmił psychiatra sprowadzając mnie na ziemię
-O co chodzi z tymi okularami? - spytałam bez zastanowienia
-Tak czułem, że o to zapytasz - wymamrotał pod nosem tak cicho, dlatego, że chyba miałam tego nie słyszeć - Zawsze słabo ufałaś osobom, którym nie mogłaś spojrzeć głęboko w oczy
Miałam się właśnie odezwać. Spytać co rozumie przez zdanie, które przed chwilą powiedział, ale nie pozwolił mi na to, bo szybkim ruchem zdjął okulary, a ja prawie natychmiastowo spojrzałam w jego tęczówki.
-Ross - szepnęłam niedowierzając i niektóre wspomnienia wróciły do mnie jakby za dotknięciem różdżki, ale nic z nich nie rozumiałam
-Kiedyś powiedziałaś "Mogę zapomnieć o wszystkim, nawet o tym jak się nazywam, ale nigdy nie zapomnę twoich oczu"